niedziela, 30 sierpnia 2015

Cywilizacja broni nadchodzi?

Z okazji sierpniowej rocznicy - mimo, a może własnie dlatego, że bez przemocy temat o dostępie do broni wydaje się naturalny.

Z mojego profesjonalnego (zdrowia publicznego) punktu widzenia nie ulega wątpliwości, że im mniej broni w społeczeństwie, tym lepiej. Zarówno badania, o wpływie dostępności broni palnej jak i teoretyczne modele budowane na znajomości ludzkich zachowań są w tej kwestii jednoznaczne. Równie jednoznaczne opinie o zupełnie przeciwnych wnioskach prezentują jednak osoby motywowane chęcią zysku, prestiżu, zabawy a czasami z powodów ideologicznych.

Zapewne pojawią się w dyskusji inne, bardziej szlachetne intencje, jak kochające przyrodę myślistwo, odstresowanie się przy strzelaniu do tarczy czy przygotowanie się do wojny partyzanckiej. Wybaczcie, pozostanę jednak wobec nich sceptyczny.

W Polsce wciąż dostęp do broni jest ograniczony, chociaż bynajmniej nie śladowy, jak pokazują policyjne statystyki.
Mam rzecz jasna na myśli miarę względną. Więcej różnego rodzaju broni palnej na 1000 gospodarstw domowych jest w USA, starej UE ale także w takich krajach jak Afganistan czy Irak. Nie oznacza to jednak, że sytuacja nie ulegnie zmianie.

 Wybiegnijmy zatem w przyszłość, co może się stać? Produkcja strzelb, pistoletów czy rewolwerów to przecież biznes, który stawia sobie za główny cel wzrost zysków i sprzedaży. Stąd dość oczywista droga do efektywnej kampanii medialnej i PR-owej, "zainwestowania" w kampanię wyborczą kilku polityków i zmiany "restrykcyjnej, wszetecznego, nadmiernie biurokratycznego i oczywiście opresyjnego prawa, które powoduje, że sprzedaż tych pożytecznych narzędzi jest tak mała w proporcji do "realnych społecznych potrzeb".

Dodajmy zresztą uczciwie, że nie tyle trudności mają charakter biurokratyczny co ekonomiczny. Minimum 10-15 tys., które musi wydać "miłośnik" to jest jednak kwota, która ogranicza populację docelową do około 10% populacji. Na razie.

Jeśli będzie zaangażowana polityka (jako, że zabawa z częścią mediów tylko taki cel mieć będzie), to oczywiście polityk ma do wyboru kilka możliwości. Po pierwsze można odmówić udzielonego wsparcia i altruistycznie wyzbyć się wsparcia, które jest sprzeczne z wyznawanymi wartościami. Wtedy jest szansa, że przepisy o przechowaniu pistoletów czy strzelb pozostaną i dadzą przynajmniej formalną ochronę przed nadużyciem i tym samym ograniczone będzie ryzyko. Druga możliwość jest inna: szybka ze wsparcia skorzystać, dając się przekonać, że interesy biznesu idealnie wpisują się w jego/jej poglądy. W tym obszarze mocno przychodzi w sukurs ideologia.

Jeszcze inna możliwość to zachowanie z wyboru lub przymusu (jeśli w poprzedniej rundzie wsparcie nie zostało zaproponowane) kunktatorskie: poczekajmy co z tego wyniknie i co sądzą wyborcy. Problem jest taki, że pogląd wyborców nie jest z reguły wyrobiony i podlega rozlicznym wpływom. Poglądy również można "kupić" przez sprawną kampanię promocyjną, co sprawia, że działania biznesu będą iść (a są symptomy, że to się już dzieje) dwutorowo.

Obiektywne badanie, że ideologia, jak często zmienia się z rzeczywistością: NRA myli się i promuje tezy, które nie znajdują realnego uzasadnienia

Żeby nie było tak poważnie ale z humorem a nawet nieco erotycznie - to jeszcze kilka rytmów na zakończenie ... bum, bum wystrzelonych przez Gorana ;) ... a poważnie, to też pokazuje, że i biologia (lub, jeśli wolicie - element animalny) też opowiada się za bronią, skoro się kojarzy ;)

PS1. Żeby zapobiec wątpliwościom: popieram pacyfizm - ale przede wszystkim w Rosji czy Państwie Islamskim.
PS2. Nie zauważyłem ale ostatnia polityczna przygoda z pozwoleniem na broń nie odbiła się w formie żadnej publicznej debaty nad istota sprawy. Zwykle tego typu sprawy ujawniają się przypadkiem i są jedynie wystającym wierzchołkiem góry lodowej problemu ... Czyli przepisy sobie a praktyka sobie...

środa, 12 sierpnia 2015

Jak pływać i nie utonąć?

Upały, jakkolwiek nikogo nie przekonają do istnienia globalnego ocieplenia, mają jednak znaczenia dla świadomości społecznej. Nie mam na myśli tylko efektów udaru słonecznego. Liczba korzystających z kąpieli (w wodzie) jest wprost proporcjonalna do temperatury powietrza i wody. Ta druga jest latem o kilka - kilkanaście stopni chłodniejsza, co właśnie zapewnia miły dla rozgrzanego ciała efekt chłodzenia.



Jak łatwo się spodziewać, skoro więcej osób wchodzi do wody, to też proporcjonalnie więcej osób z niej nie wyjdzie o własnych siłach. Utonięcia w Polsce są przyczyną 600-700 zgonów rocznie. Ponieważ trudno oszacować ile łącznie naszych rodaków wchodzi do wody, to trudno wyrokować, jak bardzo niebezpieczne jest pływanie czy jego próba. Z pewnością pływanie w rzekach (blisko 1/3 utonięć) jest niebezpieczniejsza niż jazda na motorze, jeśli jako proporcji użyjemy liczby przepłyniętych/przejechanych kilometrów. Dla kochających statystyki odsyłam do stron POLICJI, która zapewne jest powiadamiana o zdecydowanej większości tego typu wypadków. Chociaż oczywiście utonięć jest więcej a statystykach figurują jako np. zaginięci. Z kolei część osób, które utonęło, tak na prawdę zginęło np. z powodu zawału serca, które pechowo zdarzyło się nad wodą lub w wodzie.

Polska, podobnie jak kraje w naszym rejonie Europy, ma proporcjonalnie więcej utonięć niż rejony UE historycznie zachodniej. Jednak takie porównania trzeba robić bardzo ostrożnie i wnikać, jakie kryteria są brane pod uwagę do kwalifikacji danego wydarzanie do odpowiedniej kategorii. Na przykład upadek pijanego młodzieńca z mostu może być zakwalifikowany zarówno jako utonięcie w rzece jak i uraz związany z alkoholem. Nie mniej problem istnieje nie tylko jako wypełnienie ogórkowego sezonu wiadomościami przyciągającymi telewidzów.

Statystyki to jednak tylko część tematu. Trudno bowiem porównywać utonięcia w naszym kraju z pojedynczymi katastrofami, jak choćby te, które dotykają imigrantów płynących przez Morze Śródziemne, gdzie zdarzyło się, że w czasie jednego sztormowego dnia utonęło więcej niż przez cały rok w Polsce. Zatem nie o licytowanie na liczby chodzi a o znalezienie przyczyn tego stanu rzeczy i zaproponowanie rozwiązań systemowych, które mogą pośrednio ocalić od przedwczesnej śmierci kilkadziesiąt a może i ponad sto istnień każdego roku.

Żeby było trudniej, podnieśmy poprzeczkę: jak to zrobić aby jednocześnie liczba osób pływających w naszym kraju powiększyła się znacząco. Może nie wypada tego przypominać, że pływanie jest jedną z lepszych dla ciała aktywności fizycznych. Czyli to nie mają być takie regulacje, które po prostu ograniczą administracyjnymi nakazami pływanie lub poprzez kampanie społeczne wywołają skojarzenie wody z niebezpieczeństwem (zasłyszane nie raz nad jeziorem lub morzem: "nie wchodź do wody bo utoniesz, dziecko" i już młode pokolenia nabywa kolejnego "bezpiecznego" nawyku, że najbezpieczniej leżeć w obrębie swojego parawanu i nie ruszać się). Strach nigdy nie jest dobrym doradcą a właśnie statystyki krajów, gdzie więcej ludzi pływa regularnie a rzadziej tonie dowodzi, że można inaczej. Zatem każda strategia powinna raczej zakładać upowszechnienie pływania niż jego ograniczenie. Zresztą nie do końca wierzę w inne statystyki. Otóż według badania CBOS 64 procent polskiej populacji potrafi pływać a 28% up (spośród 2/3 deklarujących uprawianie aktywności fizycznej) pływa przynajmniej sporadycznie. Nie mam na to twardych dowodów (może ktoś podpowie źródło do weryfikacji) ale wydaje mi się, że pytania w ankiecie były zbyt ogólne i ankietowany odpowiadając, że pływa miał na myśli np. fakt, że rzeczywiście w zeszłym roku korzystał z Jacuzzi...przez całe dwie godziny...


Czy przepisy w sprawie należałoby zmienić? Pewnie warto sprawdzić, czy przepisy są jakościowo dobre (zawsze można poprawić) ale i czy te niezłe są stosowane. Zwykle bowiem okazuje się, że regulacje są słuszne ale z praktyką niekoniecznie. Strategia jest przez Światową Organizację Zdrowia przygotowana: WHO o tonięciu. Procedowana w parlamencie ustawa o Zdrowiu Publicznym wesprze te pozytywne tendencje, które już przebijają się. Najwięcej bowiem można osiągnąć przez skoordynowane działanie samorządów, szkół i służb ratowniczych. Karta pływacka WOPR oczywiście nie gwarantuje, że ktoś umie na tyle dobrze pływać, że nigdy, w żadnych warunkach, nie utonie. Natomiast wymogi do jej zdawania powinny stać się pewnym minimum programowym edukacji wodnej na poziomie szkoły podstawowej, najpóźniej gimnazjum. Po szkole też można osiągnąć więcej, może nawet te 28% regularnie pływających ze wspomnianego badania.

Zresztą sporo pozytywnego już się dzieje. W Borach Tucholskich, gdzie miałem okazję na krótkim urlopie przebywać gminy (często przy wsparciu Unii) całkiem porządnie przygotowały kilkadziesiąt ogólnodostępnych kąpielisk do sezonu. Niektóre są także strzeżone przez ratowników. Widziałem też tabliczki poświadczające kontrolę Państwowej Inspekcji Sanitarnej, która zresztą przygotowała bardzo przyzwoity serwis kąpieliskowy . Dla miasta i gminy Czersk publiczne kąpielisko to coś więcej niż miejsce wypoczynku i sposób na przyciągnięcie turystów. Dla mieszkańców to po prostu wspólna przestrzeń, gdzie można spędzić czas naszego krótkiego lata.

No to chlup i do usłyszenia ;)