niedziela, 3 września 2017

Po co nam partie??

Zarówno komentatorzy jak i badający temat zwracają uwagę, że partie polityczne przeżywają poważny kryzys. Kryzys ten trwa tak długo, że opinia publiczna zdążyła się do niego przyzwyczaić. Co ciekawe, problem ten nie ogranicza się wyłącznie do Polski ale ujawnia się coraz częściej także w innych demokracjach, często teoretycznie starszych i stojących na wydawałoby się solidniejszych fundamentach. Francja, USA, Włochy - to tylko część znacznie dłuższej listy, których praktyka polityczna rozmija się w większym lub mniejszym stopniu z teorią samoregulacji funkcjonującej w ramach systemu reprezentacji parlamentarnych.

Zasady krążenia elit, opisane przez Pareto, rzucają nieco światła na ten fenomen. Jest bowiem jasne, że aktywność polityczna dla poszczególnych uczestników może być szansą na awans do wyższej klasy społecznej, związanej zarówno ze statusem materialnym, jak i uznaniem oraz możliwościami wpływu. Działacze politycznie, na ogół nawet nie czytając liczących już ponad 100 lat teorii, jak choćby tych sformułowanych ponad 100 lat temu przez Roberta Michelsa o "żelaznym prawie oligarchii", skutecznie korzystają z rezultatów jego opracowań lub podporządkowują się prawu, przez niego opisanego.

Teoretycznie, jeśli dana struktura partyjna w większym stopniu staje się aparatem wykonawczym do realizacji awansu swoich działaczy, może zostać wyparta w procesie demokratycznym przez nową lub nowe struktury. Mniejsze lub większe sukcesy tego typu inicjatyw potwierdzają, że wyborcy tak właśnie rozumieją ten problem. Jest to jednak po pierwsze trudne, ponieważ nowe inicjatywy nie maja zwykle takich zasobów finansowych, doświadczeń i struktur, jakimi dysponują "starzy" gracze. Po drugie, liderzy nowych inicjatyw politycznych także doskonale rozumieją obowiązujące mechanizmy i naśladują, mimo szumnych haseł odnowy, dotychczasową praktykę.

Żelazna logika oligarchii tkwi głęboko w procesie kształtowania się samych organizacji partyjnych. Jednym z jej konsekwencji jest systematyczne obniżanie jakości kadr nowej formacji. Podczas gdy w początkowym okresie niezbędny jest lider/liderzy z wizją i inteligencją, którzy przyciągają do organizacji ciekawe osobowości, to z upływem czasu sytuacja zmienia się diametralnie. Swoisty "dobór naturalny" promuje osoby raczej sprawne w wewnętrznych gierkach a także potrafiące zapewnić sobie skuteczny fund-rising na coraz droższe kampanie. Bez obu tych cech niemożliwe jest pokonanie wewnętrznej konkurencji. Jednocześnie posiadanie tych cech rzadko idzie w parze z cnotami obywatelskimi w rozumieniu platońskim.

Specyfika partii w Polsce polega też na kadrowym charakterze struktur politycznych. Za wyjątkiem ludowców żadna z nich nie przekracza bariery 100 000 członków. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że kilkadziesiąt tysięcy osób wybierane jest w samych samorządach (ok 47 tys.) dopiero wyraźne przekroczenie tej bariery pozwala określić daną partię jako masową. Oczywiście szeroka baza członkowska nie gwarantuje jakości, jest jednak warunkiem jej utrzymania w dłuższej perspektywie czasowej.

Czy jest szansa na to, żeby partie zmieniły czy też raczej wprowadziły wewnętrzną politykę kadrową w przewidywalnym okresie? Trudno rozstrzygnąć. Z jednej strony wyborcy bez problemu kupują celebrycki blichtr i zwierzęcą siłę płynącą z władzy. Z drugiej strony w coraz większym stopniu sygnalizują, że nie takiej polityki i nie takich polityków, jakich maja w aktualnym menu pragną.