wtorek, 21 czerwca 2016

Czas igrzysk, czas samotności?

Czas na wyznanie: nie jestem kibicem. Kilka razy próbowałem, nawet (uczciwie się przyznaję) trochę udawałem - ale nigdy nie odczułem w istocie żadnych kibicowskich emocji. Mój poprzedni wpis na ten temat był skoncentrowany na zdrowotnych aspektach kibicowania. Oczywiście krytyk zarzuci mi tu stronniczość i trochę słusznie - prawie każdy szuka uzasadnienia dla swojej postawy chętniej niż modyfikuje podstawę w oparciu o fakty ;).

Prawdą jest jednak to, że nie umiem patrzeć inaczej na tego typu imprezy niż jako na starą koncepcję Panem et circenses, która poza celami społeczno-politycznymi są przede wszystkim bachanaliami marketingu. Trudno ukryć, że tak proste triki pomagają zwiększyć sprzedaż ale to na prawdę działa. Przy okazji jest to czas zupełnie niezrozumiałej (w znaczeniu wokół czego?) integracji w ramach państw narodowych. Ten element, widoczny w formie wywieszania flag i banerów nie jest na szczęście, w przeciwieństwie do diety i emocji "sportowych", szkodliwy. Nie mam tu przy tym także na myśli marginesu (w znaczeniu wielkości grup a nie stratyfikacji społecznej) tzw. pseudokibiców z ich przemocą i ustawkami. Bardziej frapujące jest uleganie tym emocjom prawie całego faktycznego "otoczenia"...

Przy okazji małe zaskoczenie. Kibice z Polski mianowali się obrońcami europejskiej kultury. Zdając sobie sprawę, że było to hasło PRZECIW imigrantom. Z drugiej strony budzi ono jednak malutką nadzieję - wiecie co mam na myśli :).

Po sprawdzeniu wiem, że podobnie postrzegających igrzyska jest więcej, chociaż jest "nas" zdecydowana mniejszość. Szukając pozytywów sięgam po zaległe lektury spokojnie czekając aż igrzyska miną i przyjaciele zadzwonią w innej, niż mecz sprawie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz