niedziela, 1 listopada 2015

O tych, którzy już poza obłokami i o tych, którzy tam zmierzają

Nie sposób pisząc wieczorem pierwszego dnia przedostatniego miesiąca roku nie wspomnieć tych, którzy są już poza naszym światem. Pamiętam oczywiście, że wiara w życie po życiu przeplata się wśród czytelników z wiarą o końcu naszej świadomości z końcem form białkowo-lipidowych struktur mózgu czy też ostatecznym brakiem połączeń między synapsami.
Poszukiwanie różnych form nieśmiertelności jest fundamentalną motywacją ludzi, chociaż, trzeba przyznać, bardzo rzadko spotykaną. Podświadomej chęci przekazywania własnych genów następnemu pokoleniu trudno do tej motywacji zaliczyć jako wspólnego mianownika świata istot żywych, niekoniecznie jednak świadomych.

Ponieważ rozstrzyganie o sprawach wiary to na prawdę trudne wyzwanie, pozostawię je, przynajmmniej chwilowo, innym.

Warto jednak o nas, z każdym dniem zmierzającym w stronę horyzontu zdarzeń, kilka spostrzeżeń poczynić, jeśli nie dla współczesnych to choćby dla potomnych.
Stosunek do śmierci jest sprawą co najmniej dziwną. Młodość sprzyja przekonaniu o własnej nieśmiertelności, po czym w wieku dorosłym czasu na myślenie o śmierci mamy za mało. Stąd taka popularność świąt 1 i 2 listopada - to przecież jest jakaś okazja aby całoroczne zaniedbania spróbować nadrobić.

Z wiekiem śmiertelność można już powoli zacząć traktować jako przywilej, co choćby w nierozstrzygalnej debacie nad eutanazją czy samobójstwami widać doskonale. Jednocześnie życie ceni się w wieku dojrzałym bardziej niż za młodu, co tylko pozornie jest nielogiczne.
Trudno zresztą nie odszukać też drugiej, ciemnej strony, poszukiwania śmierci. Czyż palenie papierosów, intensywne picie alkoholu, zażywanie narkotyków, jazda motorem czy samochodem z niebezpiecznymi prędkościami czy uprawianie sportów ekstremalnych o tym nie świadczą? Jeśli to nie ten, zwierzęcy gen śmierci, to jak powyższe i szereg innych zjawisk społecznych można wyjaśnić?

Niezależnie od stosunku do spraw ostatecznych warto od czasu do czas powtórzyć memento mori. Nawet trochę częściej niż stojąc w korku na cmentarz ze szczątkami najbliższych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz